Demokracja potrzebuje ofiar – to prawda znana nie od dziś. Jednak ofiara ofierze nie równa. Dopiero po dwóch latach nieustannego pisania o zbrodniczych rządach kaczystowskich Gazeta Wyborcza doczekała się męczennika, który może stać się świeckim symbolem walki z reżimem Kaczyńskiego.

Mowa oczywiście o Piotrze S., który dokonał samospalenia na Placu Defilad w dniu 19 października. Na szczęście redaktorzy z Czerskiej zachowali rewolucyjną czujność, poznali swojego i nie nazwali go „terrorystą”, tak jak to miało miejsce w przypadku urzędnika skarbówki, który podpalił się pod kancelarią Niegasnącego Słońca Peru w 2011 roku. I całe szczęście, bo tym samym cały postępowy świat straciłby męczennika o potencjale większym niż Wiewiór z Parku Szczęśliwickiego, konie z Janowa i kierowca Seicento razem wzięci. Tak, Piotr S. to męczennik długoterminowy, którego kolektyw postępowego dziennikarstwa może wykorzystywać przez długie lata. O ile rzecz jasna nie pojawią się nowi samobójcy-demokraci. A szansa na to jest spora, bo przecież nie ma dnia, w którym „demokratyczny ruch oporu” wspierany przez niemieckie zrzuty nie zdemaskowałby jakieś potwornej kaczystowskiej zbrodni. Tym samym nikt nie może się głupio tłumaczyć, że nie ma powodu, by umrzeć dla Demokracji. By żyło się lepiej!

+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *